WIEŚ-MIN - IMHO

W zeszły wtorek magazyn amerykański Washington Post zamieścił na swoim portalu artykuł podsumowujący cztery lata prezydentury Baracka Obamy w... prezentach. W latach 2009-2012 głowa USA otrzymała aż 274 dary od przedstawicieli różnych państw, nacji i stowarzyszeń, które to Washington Post skrupulatnie spisał i ocenił. Tak się składa, że na dwieście siedemdziesiąt cztery prezenty, wśród zegarków, butelek tequili i ceramicznych psich misek z całego świata, niechlubne dwieście siedemdziesiąte czwarte miejsce zajmuje podarek od polskiego premiera, Donalda Tuska, z 2011 roku. A podarek ten to nic innego jak specjalna edycja Wiedźmina 2 autorstwa studia CD Projekt RED.

Na pierwszy rzut oka wypełnione po brzegi pudełko gry faktycznie może wywoływać wzburzenie. Po co bowiem prezydentowi Obamie popiersie Geralta z Rivii w kolorze kości słoniowej albo DVD pełne specjalnie wybranych dla odbiorcy materiałów prasowych i trailerów gry? Wspomniana figurka, jak zakłada redakcja dziennika, "prawdopodobnie nie leży gdzieś na półce w Białym Domu", choć słowo "prawdopodobnie" może być kluczem. Washington Post nazywa przesyłkę "przesadzoną", ale moim zdaniem przesady nie da się nie wyczuć również w samym artykule. Nie idąc za daleko: miejsce wyżej w liście zajmuje stojak na płytki CD od Rosji (2009 r.), dwa miejsca wyżej: odtwarzacz MP3 firmy Creative (sic!) od Singapuru, ofiarowany w 2010 roku, kiedy na rynku USA święciły już sukcesy wielofunkcyjne iPhone'y. Czy tylko z powodu dziecinnego nieco wydźwięku przepełnionej drobiazgami paczki z Polski Wiedźmin 2 zajmuje ostatnie miejsce, czy może jest tu coś jeszcze?

(Nie zajmę się politycznymi i propagandowymi wymiarami decyzji Washington Post, jeśli faktycznie takie istnieją, a zapewniam - znam ludzi, którzy potrafiliby się takowych doszukać. Tutaj pisze się o grach, i to o nich chcę trochę pomówić.)

Wiedźmin 2 to niezwykle udane dzieło polskiego studia CD Projekt RED. Status kultowego zebrało już nie tylko w swojej ojczyźnie, kraju twórcy Wiedźmina, Andrzeja Sapkowskiego, ale również za granicą, stając się pozycją niemal obowiązkową w gatunku eRPeGów akcji. Tego faktu nie mogła pominąć redakcja Washington Post, nazywając Wiedźmina "dobrze przyjętą grą komputerową". Jednak natychmiast zamiata to pod dywan, przechodząc do bardziej, cóż, interesującej - według autora - części paczki. To zaś pokazuje jeden z problemów, z jakim wciąż borykają się gry komputerowe: niezręczne jest dawanie ich w prezencie. Dlaczego? Bo wciąż nie możemy przywyknąć, że zawartość tych krążków wkładanych do naszych komputerów, zawartość egzystująca wirtualnie na dysku twardym to efekt pracy dziesiątek ludzi, owoc tysięcy godzin spędzonych przy projekcie. Nie oszacujemy wartości prezentu na pierwszy rzut oka, tak jak zrobimy to z samochodem, zegarkiem czy zabytkowym azteckim kalendarzem (numer jeden na liście), bo patrząc na pudełko gry możemy wycenić podarek maksymalnie na najwyższą cenę rynkową dla gier komputerowych: sześćdziesiąt dolarów. To właśnie dlatego do samej gry nadawcy z Polski dołożyli tyle 'swagu', jak nazwaliby to Amerykanie. Żeby prezent nie sprawiał wrażenia pustego i skromnego. Dodatkowe książki, figurki i grawerowane monety nie były samodzielnymi częściami paczki, miały po prostu zapełnić pustą przestrzeń, której w świecie realnym nie mogło zająć wirtualne dzieło sztuki.

Mówię "dzieło sztuki", bo w Stanach Zjednoczonych gry komputerowe są, dzięki rozporządzeniu z 2011 roku, prawnie uważane za sztukę. I nie dziwota, nad każdą z nich pracuje przecież grupka pisarzy, grafików i muzyków, a także programistów i designerów, dzięki wysiłkowi których możemy zagrać w nasze Bioshocki, Half-Life'y czy właśnie Wiedźminy. W darze prezydentowi Obamie zostało zatem ofiarowane dzieło sztuki - i to dzieło nie byle jakie. Nie byle jakie, bo przyjęte wyjątkowo ciepło na całym świecie. Nie byle jakie, bo do tej pory będące najlepszą grą komputerową wyprodukowaną w Polsce. Nie byle jakie, bo rozsławiające elementy słowiańskiego folkloru i polską kulturę daleko poza granicami naszego kraju.

Jakie było zatem przesłanie prezentu? Rozwijamy się, ale pamiętamy o własnej kulturze i własnych korzeniach. Jesteśmy w stanie konkurować z innymi państwami na płaszczyźnie literackiej i wirtualnej. A na ręce prezydenta Obamy został złożony najlepszy dowód na to, że "Polak potrafi".

Nie będę czepiał się, że o grze niewiele mówi się w zestawieniu Washington Post, nie doczepię się też faktu, że imię Geralta zapisuje się nieustannie w Starszej Mowie i to błędnie ("Gwynbleioo" zamiast "Gwynbleidd"). Szlag, nie doczepię się nawet krytyki tej kupy rupieci, jaką dorzucono do prezentu. Doczepię się zaś autora artykułu, Philipa Bumpa, bo popisał się ignorancją, która wciąż i wciąż trawi dzisiejsze media. Przynajmniej nie rozpętano przy tym kolejnej świętej wojny desperacko próbujących zwrócić na siebie uwagę mediów, wyruszających na krucjatę przeciwko grom komputerowym i wszelkim ideałom, jakie przyświecają ich twórcom.

A jak na prezent zareagował sam Obama? Wspomniał o nim podczas późniejszej wizyty w Polsce, stwierdzając, że graczem raczej nie jest i gry, niestety, nie wypróbował. Zauważmy jednak, że Obama w odróżnieniu od Bumpa odniósł się do meritum - do gry, nie do otaczających ją dodatków.

A wy co myślicie? Czy warto martwić się takimi rzeczami? Czy prezent premiera Tuska był taktowny i odpowiedni? Czy gry to dobry materiał na prezent? Piszcie w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów | x.